20 października w Liceum Akademickim Korpusu Kadetów w Łysej Górze gościł pan Jerzy Bogusz, więzień niemieckiego obozu zagłady Auschwitz–Birkenau, nr obozowy 61. Jednym z inicjatorów spotkania i zarazem jego gospodarzem był dr Piotr Duda nauczyciel historii w Korpusie Kadetów.
Zacny gość Korpusu w chwili rozpoczęcia II wojny światowej przebywał we Lwowie, ponieważ w tym mieście zamierzał rozpocząć studia na politechnice. Jak sam stwierdził, pierwsze godziny wojny napawały go optymizmem. Wychowany w duchu umiłowania Ojczyzny 17- letni chłopak, gdy widział Wojsko Polskie wyruszające na front, to był przekonany o rychłym zwycięstwie. „[…]Miałem podstawy tak myśleć i uważać - mówił gość Korpusu - ponieważ Polska związana była sojuszami z dwoma europejskimi potęgami Francją i Wielką Brytanią i lada chwila spodziewaliśmy się otwarcia drugiego frontu na zachodzie. Jednak ja i społeczeństwo nasze bardzo się w tych rachubach przeliczyło, ponieważ nic takiego nie nastąpiło[…].” Prawdziwym ciosem dla pana Jerzego był widok na ulicach Lwowa żołnierzy Armii Czerwonej. Uświadomił sobie wówczas, że jest to już koniec. W zaistniałej sytuacji wraz z małą grupą przyjaciół postanowił przedostać się do Rumunii. Od tego zamiaru odwiodła niedoszłych studentów miejscowa ludność informując ich, że na wschód od Lwowa w kierunku granicy rumuńskiej Ukraińcy w bestialski i okrutny sposób mordują Polaków. Wobec tego postanowił wrócić do swojego rodzinnego Nowego Sącza. Tutaj też rozpoczął działalność w konspiracji. Jednak jak sam pozwiedzał: „[…]konspiracja nasza w pierwszych miesiącach wojny była łatwa do odszyfrowania. Wobec tego szybko w jej gronie rozpoczęły się aresztowania. Mnie aresztowano 29 kwietnia 1940 roku, wraz z kilkunastoosobową grupą kolegów. Większość z nas miała po 18, 19 lat. Po dwutygodniowym brutalnym śledztwie, wywieziono nas do więzienia w Tarnowie. 13 czerwca - pod eskortą zaprowadzono nas do tarnowskiej łaźni publicznej. Wraz z całą grupą ponad 700 więźniów w ciasnym, dusznym pomieszczeniu spędziliśmy całą noc, chodząc lub kimając. O godz. 5 rano dnia następnego zostaliśmy wyprowadzeni z łaźni, uformowani w kolumny i pod eskortą SS przeprowadzeni główną ulicą Tarnowa. W kierunku dworca kolejowego. W okolicach rampy kolejowej za dworcem w Tarnowie załadowano nas ku naszemu zdziwieniu nie do wagonów towarowych, lecz do osobowych, w których były miejsca siedzące. Pociąg ruszył w kierunku zachodnim. Za Krakowem – mówił dalej Jerzy Bogusz- z okien wagonów widzieliśmy już niemieckie nazwy miejscowości. Nie wiedzieliśmy, gdzie jesteśmy. Na jednej ze stacji pociąg skierowano na boczny tor. Z okien wagonów – mówił dalej gość Liceum Akademickiego Korpusu Kadetów - widzieliśmy budynki otoczone drutem kolczastym, był to Konzentrationslager Auschwitz. Do dnia dzisiejszego pamiętam słowa – mówił Jerzy Bogusz- jakimi przywitał nas komendant obozu Karl Fritzsch « Nie przyjechaliście do sanatorium, ale do niemieckiego obozu koncentracyjnego. Nie ma stąd innego wyjścia, niż przez komin»[…]”.
W obozie pan Jerzy pracował m.in. w komandzie szklarzy, a później, ze względu na znajomość języka niemieckiego przeniesiony został do pracy w obozowym szpitalu (czytaj „umieralni”). 1 kwietnia 1942 r. w jego młodym życiu dokonała się rzecz niebywała, został on zwolniony z obozu, co było niezwykle rzadkim wydarzeniem. Po powrocie do Nowego Sącza był on permanentnie nękany i wzywany do gestapo na przesłuchania. Niemieccy oprawcy chcieli go złamać i zmusić do współpracy. W wyniku bezskuteczności działań hitlerowskich został pod koniec 1942 r. zwolniony z obowiązku meldowania się na gestapo, co umożliwiło mu ponowne włączenie się działalność konspiracyjną polskiego państwa podziemnego. Historia pana Bogusza bardzo poruszyła młodzież, która w sposób bezpośredni mogła usłyszeć o bestialstwie niemieckich najeźdźców.
[pr]
|